Witajcie w nowym opowiadaniu!
Jejku, nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu je publikuję!
Krótka historia: Blog powstał specjalnie, bym mogła napisać to opowiadanie. Miałam wtedy na nie pomysł i już zalążek fabuły. Jednak jakoś zabrakło mi weny i pierwsze powstało Dreams Come True.
Potem miałam napisać je razem z Kają An (drugą autorką na blogu, zachęcam do czytania jej tłumaczeń ^^), jednak coś nie wyszło, a plan wydarzeń, napisany przez nas, czekał. Pierwszy rozdział także został napisany wspólnie z Kają.
W końcu opowiedziałam o tym opowiadaniu Alex, która zaproponowała mi pomóc. Jestem jej za to niezmiernie wdzięczna! Dziękuję, kochana <3
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i ciepło je przyjmiecie! ^^
Od Alex: Bardzo się cieszę z premiery tego opowiadania! Jest to moja pierwsza współpraca z inną autorką i na początku obawiałam się jak nam to wyjdzie. Teraz jestem bardzo zadowolona ;3 Dziękuję Kari za cierpliwość (Jesteś niesamowita! ❤). Wymyśliła naprawdę świetną fabułę 🙂 Czytajcie słodziaki i komentujcie!
Szczęśliwego Nowego Roku!
PS. Tytuł jest po francusku, a oznacza "Mój Anioł"
Dźwięki zaczęły atakować jego uszy za wszystkich stron. Niektóre były bliskie i wyraźne, inne dochodziły jakby z daleka. Słyszał czyjeś kroki. Wiele kroków. Cichą, spokojną muzykę oraz szum działających maszyn. Nieustanne miarowe pikanie. Jego powieki zadrgały. Chciał je podnieść i sprawdzić co wydaje ten irytujący dźwięk, ale wydawało mu się, że ważą tonę. Odetchnął głęboko, wciągając suche powietrze i spróbował jeszcze raz. Uchylił delikatnie ciężkie powieki i rozejrzał się po pomieszczeniu na tyle, ile mógł. Jedyne co widział ze swojej leżącej pozycji, to otaczające go białe ściany bez żadnych ozdób i jasne światła lamp, które raziły jego wrażliwe oczy. Usłyszał cichy śmiech. Próbując dostrzec więcej, obrócił głowę w prawo, co nie przyszło mu łatwo. Jego kark, tak jak całe jego ciało były obolałe. Zmrużył powieki, kiedy jasne promienie słońca, przenikające przez niezasłonięte okno, uderzyły w niego. Przyjemne ciepło otuliło całą twarz chłopaka. Westchnął cicho, napawając się tym uczuciem. Kiedy jego źrenice przyzwyczaiły się do promieni, z powrotem otworzył oczy. Pierwsze co dostrzegł, to niewyraźną postać siedzącą na ubranym w białą pościel łóżku. Osoba patrzyła wprost na niego i chyba się uśmiechała.
- Wreszcie się obudziłeś. Wiesz jak tu nudno? Przez tydzień gadałem sam ze sobą.
- Gdzie jesteśmy?
- W szpitalu.
Nagle do dotarł do niego dźwięk otwieranych drzwi, jednak nie był w stanie obrócić głowy, by zobaczyć, kto wszedł do środka.
- Witamy wśród żywych. - usłyszał męski głos - Jak się czujesz? Dasz radę coś powiedzieć?
Jak się czuł? Dziwnie. Jak po długim spokojnym śnie, a jednocześnie bardzo zmęczony. Nagły napływ wielu bodźców go przytłaczał. Czuł się zagubiony.
Spojrzał na ubranego w biały kitel mężczyznę. Lekarz. Więc faktycznie jest w szpitalu, ale co on tutaj robi? Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Pokręcił delikatnie głową, na tyle ile dał radę.
- Rozumiem - mężczyzna zanotował coś w notatniku, który trzymał - Zaraz zabiorę cię na badania. Pewnie chcesz też zobaczyć swoich rodziców. Powiem pielęgniarce, aby ich zawiadomiła.
- Jimin! - w drzwiach pojawiła się starsza, szczupła kobieta ubrana w dość elegancki strój. Hoseok odsunął się, dając jej wolny dostęp do chłopaka. Zaraz za nią wszedł, wysoki mężczyzna. Chłopak chciał mu się przyjrzeć, ale kobieta mu nie pozwoliła.
- Jiminie! Tak się cieszę! - usiadła na krześle obok jego łóżka i chwyciła jego dłoń w swoje dłonie i przytuliła do twarzy. Chłopak lekko zaskoczony całą sytuacją spojrzał jej w oczy. Były pełne uczuć. Od smutku do radości. I co chwilę wypływały z nich łzy i spływały po okrągłych policzkach. - Tak za tobą tęskniłam. Mój Jiminie...
Nie wiedział, jak zareagować, więc po prostu pozwolił kobiecie tulić się do siebie i spojrzał na cichego mężczyznę, który obserwował go uważnie z poważnym wyrazem twarzy. Czuł się trochę osaczony przez tych nieznajomych ludzi.
- Przepraszam, ale kim pani jest? - zapytał.
Płacz i szeptanie kobiety nagle ustały, a dwoje czarnych, szeroko otwartych oczu wpatrywało się w niego. Wydawały się być przerażone.
- Musi mu Pani wybaczyć. Chłopak cierpi na amnezję pourazową. Jeszcze nie wiemy, z jaką mamy do czynienia, ale wydaje się, że zapomniał większości wydarzeń ze swojego życia.
Kobieta wciągnęła głośno powietrze i spojrzała na bruneta, chwyciła jego rękę i przycisnęła do piersi.
- Jestem twoją mamą. A ty moim kochanym synkiem. Najmilszy i najcudowniejszy, Park Jimin. - głos kobiety drżał, jakby z trudem wymawiała słowa, a kiedy skończyła, znowu zaczęła płakać.
Poczuł coś mokrego na policzku. Uniósł wolną dłoń i dotknął nią twarzy. Łzy? Nie wiedział dlaczego, ale popłakał się. Nawet nad tym nie panował. Również uścisnął dłoń kobiety, przyciągnął ja lekko do siebie i przytulił. Nie czuł się z tym dziwnie. Wydawała mu się w pewien sposób znajoma i bliska.
- Jimin zostanie jeszcze z tydzień lub dwa tygodnie na obserwacji i będziemy mogli wypuścić go do domu. Myślę, że po 5 miesiącach leżenia w śpiączce w szpitalnej sali, chętnie znowu zobaczy swój pokój.
- Tak szybko? - zdziwił się, niezabierający do tej pory głosu mężczyzna.
- Poza częściową amnezją, nic więcej mu nie dolega. Rany i inne urazy ładnie się zagoiły i zostało tylko kilka blizn. Poza tym pobyt w rodzinnym miejscu, dobrze zrobi jego pamięci.
- Wow, jaki byłeś uroczy - po sali rozniósł się donośny głos chłopaka.
- Oddaj mi to, Hyung. - Jimin spróbował zabrać brunetowi zdjęcie z ręki, ale ten, pomimo złamanej nogi, był dość sprawny i nie pozwolił mu na to.
- Szkoda, że urosłeś. - zrobił smutną minkę, zaśmiał się i oddał fotografię.
Chłopcy siedzieli na szpitalny łóżku, przeglądając zdjęcia, które pani Park przyniosła. W środku ogromnego pudła znajdowało się mnóstwo zdjęć z różnych okresów życia Jimina. Od urodzenia, przez szkołę podstawową po liceum. Fotografii z ostatnich 2 lat było dość mało w porównaniu z poprzednimi latami, a przedstawiały głównie spotkania rodzinne w Chuseok lub na Nowy Rok. Jimin nie wiedział, dlaczego tak jest. Patrząc na ilość momentów utrwalonych na poprzednich zdjęciach, można by pomyśleć, że fotograf, czyli jego mama, chciał uwiecznić całe jego życie i każdą możliwą do uchwycenia chwilę. Więc dlaczego nie ma żadnych zdjęć ze studiów, na które jak się dowiedział, uczęszczał? Przecież to ważny okres w życiu człowieka.
- O zobacz! - Hoseok wyrwał go z rozmyślań i podsunął mu polaroida - Tańczyłeś. I wygląda na to, że nawet byłeś w tym dobry.
Jimin chwycił małą, śliską karteczkę w rękę i przyjrzał się jej. Na oko miał wtedy 15 lat, stał obok rodziców z dużym pucharem w ręce. Wszyscy uśmiechali się szeroko w stronę obiektywu. Odwrócił zdjęcie.
Pierwsza wygrana w turnieju tanecznym,
Hwaiting Jiminie!
Uśmiechnął się. Nie pamiętał tego, ale to musiał być naprawdę cudowny czas.
- Jak już wyjdziemy ze szpitala, a z moją nogą będzie w porządku, to potańczymy.
Spojrzał na starszego chłopaka.
- Tańczysz?
- Mhm - uśmiechnął się szeroko - Kiedyś miałem na to więcej czasu, ale nadal staram się trenować.
- Obiecuję ci, Hyung, że kiedyś na pewno razem potańczymy.
Oboje wybuchnęli śmiechem, głęboko wierząc, że ich znajomość nie zakończy się w tej szpitalnej sali i wrócili do oglądania pozostałych fotografii.
Słońce już od dłuższego czasu nie budziło chłopaka o kruczoczarnych włosach, muskając jego delikatną twarz swoimi promieniami. Już dawno przyzwyczaił się do poranków bez tej dodatkowej części energii, która zawsze wypełniała go latem, czy też wiosną. Świat obumierał od jakiegoś tygodnia, przeistaczając swe barwy na wszelkie odcienie szarości i przygotowując się na kolejne warstwy śniegu, które miały okryć jego powierzchnię, ku uciesze dzieci.
Jungkook niestety już dawno wyrósł z tej dziecinnej beztroski, którą dawniej podsycała zwykła zmiana krajobrazu z tego ciepłego na zimny. Teraz raczej patrzył na to zjawisko pod kątem kupna grubszej kurtki, szalika i czapki oraz dodatkowych kilkunastu minut w środkach lokomocji z rana, spowodowanych centymetrami białego puchu, czyli dokładnie tak, jak większość dorosłych. Czasami wspominał swoje młodzieńcze obietnice, mówiące między innymi o ,,codziennym uśmiechu" oraz ,,szczęściu z małych rzeczy" i jedynie prychał z pogardą pod nosem na świadomość, jak ograniczony jest realny światopogląd dziecka.
Dwudziestolatek ziewnął głośno, przez co po jego ciasnym, akademickim pokoju rozniosło się głuche echo. Na szczęście nie musiał użerać się z żadnymi współlokatorami, dzięki dużym wpływom jego rodziców, którzy w jego najmłodszych latach zakorzenili w nim marzenie studiowania w Tokio i podsycali je z każdym dniem i rokiem coraz bardziej i bardziej, nie pozwalając mu zwolnić z nauką. Ich pieniądze od początku roku studenckiego ułatwiały mu proste sprawy życiowe. Jeon wiedział, że jego rodzicom zależało na jego edukacji jedynie ze względu na firmę prowadzoną przez jego przodków od pokoleń, którą już za kilka lat miał przejąć i on, stając się kolejnym Jeonem za biurkiem wielkiej korporacji, której transakcje obejmowały kontrakty z wieloma państwami Azji, a nawet Europy i Ameryki.
Jungkook zsunął się powoli, sapiąc pod nosem na ból w kręgosłupie, który przewodził prąd po jego wszystkich kościach. Spał na tym twardym materacu od prawie roku, ale nadal nie przyzwyczaił się do katorgi leżenia na tym łóżku po kilka godzin dziennie. Co prawda czas ten był krótki, bo zazwyczaj ograniczał się do trzech, czterech godzin, przez wymagający kierunek i pracę w barze, ale z drugiej strony był to duży plus. Metalowe sprężyny widocznie odznaczające się na, jak na złość, cienkim materiale miały krótszy czas na popis swoimi umiejętnościami przenoszenia śpiącej osoby do prawdziwego piekła. Chłopak roztrzepał swoje nieujarzmione włosy, które z rana zawsze wyglądały jak po największym huraganie w alei tornad w Ameryce. Krótkim trzepnięciem głowy odrzucił uporczywą grzywkę i schylił się, aby podnieść z podłogi czarne spodnie, delikatnie opinające łydki, które wczoraj zrzucił tu, nie mając siły na odłożenie ich na miejsce, a następnie odziać je na siebie.
Nieco się gramoląc, dotarł do szafy i wyciągnął z niej pierwszą lepszą koszulkę na krótki rękaw i czarną bluzę z kapturem, na której przodzie znajdowały się białe napisy po angielsku. Nałożył to wszystko na siebie, od razu kierując się do prowizorycznej łazienki. Nie zaprzątał sobie głowy zamknięciem drzwi i szybko załatwił swoje sprawy, już po chwili podchodząc do umywalki i opłukując twarz zimną wodą. Oparł dłonie o ramę zlewu i uniósł swój zmęczony wzrok na własne odbicie, które było delikatnie rozmazane przez wszelkiego rodzaju plamy i smugi, na których wyczyszczenie nie może znaleźć czasu od kilku miesięcy. Westchnął cicho i rzucił urywkowe spojrzenie na żel do mycia twarzy i esencję, które zdobiły jego półkę obok lustra. Jego matka od zawsze uczyła go, że należy dbać o cerę, bo zdrowo wyglądająca cera to dobra cera, ale Kook, uczęszczając na studia, czasami nie miał czasu na zjedzenie porządnego posiłku, a co dopiero zajmowanie swych myśli tak prostymi czynnościami. Przez chwilę obok jego sylwetki w lustrze stała jego rodzicielka z surową miną, wskazując dwie buteleczki, ale Jungkook wywrócił jedynie oczami i zabrał się za mycie zębów, po czym obmył twarz jeszcze raz, tym razem ciepłą wodą. Ostatecznie posłał swojej mamie smutny uśmiech i opuścił pomieszczenie, zaraz zabierając się za pakowanie swoich rzeczy na uczelnię.
Nie mógł ukryć, że tęsknił za rodziną, która pozostała w Korei, pracując nad kolejnymi wielkimi projektami i zarządzając wszystkim tak, aby tylko firma z dnia na dzień stawała się coraz lepsza i lepsza. Aby produkowała coraz wydajniejsze produkty i aby było ich więcej i więcej. Dokładnie tak wyglądało życie Jungkooka od niemowlaka. Według jego ojca, gdy któregoś dnia nic nie osiągnąłeś, nie poprawiłeś, nie nauczyłeś się czegoś - ten dzień jest stracony i równie dobrze mogło go nie być. W ich rodzinnym domu zawsze krzątało się kilka sprzątaczek, kucharek i kamerdynerów, którzy załatwiali najprostsze życiowe sprawy, na które jego rodzice po prostu nie mieli czasu. Mimo to zawsze starali się poświecić jak najwięcej czasu swoim synom. Junghyun aktualnie przebywa w Korei, w wojsku i najprawdopodobniej zawód żołnierza będzie jego mianem do emerytury. We dwójkę zdecydowali, że to Jungkook przejmie firmę kosmetyczną, a Kook niestety nie miał nic do gadania. Każdą wolną chwilę od nauki spędzał w biurze ojca, przyglądając się mu, jak czyta i podpisuje różne papiery, przyjmuje nowych pracowników oraz zwalnia tych, którzy nie nadążali za tempem ich firmy. Czasami matka zabierała go na produkcję, do fabryk osadzonych w różnych miastach, a nawet raz był w firmie z Japonii, aby zobaczyć, jak wielkie budynki, jak wielkie obowiązki i jak wiele ludzi będzie spoczywać na jego barkach. Czasami jego przyszłość go przytłacza i przeraża, bo co jeśli zawiedzie rodziców? Jeżeli sprowadzi światową firmę na skraj bankructwa, pozbawi tysiące, jeśli nie miliony osób pracy, tym samym pieniędzy i wyżywienia dla ich rodzin. Przecież to normalne, że tak czarne scenariusze demoralizowały młodego chłopaka, przez co miał za złe swoim rodzicom jego urodziny akurat w tym rodzie. Jednak im starszy się stawał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak ciężko pracują jego rodzice i jak dużo robili i nadal robią, by być w kontakcie z Kookiem i wspierać go w każdej możliwej sytuacji. Dlatego właśnie tak bardzo ich podziwiał.
Chłopak przymknął oczy, przysiadając na łóżku i oparł głowę o rękę, chcąc, choć na chwilę odsapnąć od porannego pośpiechu. Zerknął na zegarek zdobiący jego szafkę nocną i z ulgą stwierdził, że dzisiaj zostało mu wyjątkowo dużo czasu do przyjazdu pociągu. Rozejrzał się po pokoju, mając nadzieję, że przynajmniej wrzuci brudne ubrania do kosza na pranie, który jedynie zabierał mu wolną przestrzeń przy wejściu, ale ich ilość tak go zniechęciła, że już po chwili schował do swojej torby laptopa, parę teczek, dwa długopisy i jeden większy zeszyt, po czym zapiął suwak i zaczął ubierać kurtkę, czapkę i szalik. Woli kilka minut dłużej pomarznąć, czekając na pojazd, niż zacząć to wszystko sprzątać. Nałożył swoje ulubione buty i czerwone słuchawki, które w tempie natychmiastowym podłączył do telefonu i opuścił pokój, zaraz zamykając go na klucz. Korytarz akademika nie był aż tak obskurny, jak wszyscy je opisują, ale może to dlatego, że to miejsce zamieszkiwały największe studiujące szychy w Tokio. Jungkook miał to szczęście, że do nich należał. Możliwe, że była to duża wada, ale chłopak ich nie rozróżniał. Do zarządzania firmą charakter jego kolegów ze studiów w niczym mu nie pomoże.
Zrobił pierwsze kroki, które prawie od razu wpasowały się w rytm uderzeń piosenki, która aktualnie zalewała jego umysł falą rozkoszy i ukojenia. Pozwolił sobie nawet na chwilę zapomnienia i cień uśmiechu odwiedził jego twarz, zarysowując bardziej poduszeczki pod oczami i mocno widoczne cienie. Mimo wszystko jego oczy bezpodstawnie zdradzały stan studenta. Był wykończony nauką. Odetchnął ciężko i już po chwili dostrzegł dwie sylwetki, wyłaniające się zza zakrętu i rozmawiające ze sobą. Odruchowo zagryzł policzki od wewnątrz i wyciągnął telefon, udając, że zawzięcie coś pisze, podczas gdy on wyłączył muzykę i jedynie wpatrywał się w wyświetlacz. Dwaj rośli mężczyźni byli coraz bliżej niego, a ich miny wskazywały, że nie tylko Kook nie skacze z radości z powodu ich spotkania. Kiedy byli dwa kroki przed nim, przełknął ślinę. Automatycznie, jak na złość, nowe siniaki na jego żebrach i ramionach dały o sobie znać, a rozcięcie nad łukiem brwiowym, które zasłonił grzywką i to gojące się już w kąciku ust zaszczypały boleśnie. Mimo tak wielkiej ekscytacji, która rosła z każdym ich kolejnym ,,spotkaniem", bał się ich. Kolejne rany na ciele nie wpływały dobrze na rozwój jego wiedzy i nie pozwalały już siedzieć do porannych godzin nad książkami. Potrzebował czasu na regenerację.
- Rozpieszczony gówniarz - usłyszał mruk jednego. Zaraz potem dołączył się ten drugi, który sprawiał, że Jungkookowi rozszerzały się źrenice na samo jego wspomnienie:
- Myśli, że muzyką wyciszy cały otaczający go świat. Ma szczęście, że dzisiaj bolą mnie ręce, bo chętnie obiłbym mu ten jego pyskaty pyszczek.
To nie tak, że Kook nie był taki, jak oni. Życie w rodzinie Jeon wpłynęło na niego i odziedziczył parę, niekoniecznie pozytywnych cech po swoich przodkach. Odznaczał się często lekceważącą postawą, pyskując i czasami za późno gryzł się w język, lub w ogóle tego nie robił, co odznaczało się na jego relacjach z nauczycielami. Od dawna podejrzewał, że jedyny powód, dla którego go szanują, to jego wpływowi rodzice. Miewał wahania nastrojów, a traktowanie innych z góry było u niego na porządku dziennym. Nie stawiajmy go jednak w tak złym świetle.
Jungkook, jeśli chce, to potrafi być miły. Potrafi się uśmiechnąć, pomóc, porozmawiać. Czasami nawet zaśmieje się w głos, ale te wszystkie uczucia skrywa głęboko w sobie i wyjawia je jedynie przed naprawdę wyjątkowymi osobami. W końcu, po co jego wrogowie i osoby, które chcą na każdym kroku popsuć mu plany, mają wiedzieć o tym, że jest szczęśliwy? Słowa jego ojca będą dla niego zawsze priorytetem: ,,Maska ukrywająca twoje szczęście to dobra maska". Nigdy nie śmiał podważyć opinii jego rodziciela i nigdy tego nie zrobi. Co prawda, miał czasami oznaki buntu, przez co zapominał o dodatkowych zajęciach, lub omijał nudniejsze lekcje, chcąc spędzić ten czas na rozmowie z inną osobą, a nie na przyglądaniu się drukowanym literkom, które coraz częściej zlewały się mu przed oczyma, zasłaniając rzeczywistość światem pierwiastków, finansów i zarządzania. Było tylko parę osób, które zdjęły z niego maskę i wywołały w nim tak zwane ,,motylki" i uczucia pozytywne, ale one zostały w przeszłości, a on miał wrażenie, że już nigdy do niej nie wróci.
W końcu, po co wracać do czegoś, co wywołuje w nas tak wielki ból, prawda?
Siedzieli w niedużej, białej altance na dachu budynku. Dookoła było pełno suchych, bezlistnych drzew i krzewów. Ich brązowe gałęzie, przykryte cienką warstwą śniegu, wyginały się w różne strony. Na środku stałą piękna biała fontanna, także przykryta białym puchem. Było tu cicho i spokojnie.
Ogród powstał z myślą poprawie samopoczucia pacjentów, ale tylko przez letni okres. Jednak dzisiaj, pierwszy raz odkąd się obudził, pozwolono Jiminowi wyjść na zewnątrz. Siedział obok Hoseoka oddychając głęboko i wciągając rześkie, świeże powietrze. Napełniał nim płuca, jakby delektując się smakiem i powoli wypuszczał. Jung cały czas poprawiał mu spadającą z ramion kurtkę, której nie chciał zapiąć. Kiedy po kilku godzinach, męczenia pielęgniarek o pozwolenie, te w końcu się zgodziły, obiecał, że Park nie zachoruje, więc teraz robił wszystko, aby tej obietnicy dotrzymać.
- Proszę cię, noo - zaskomlał brunet - Nie utrudniaj mi tego. Bo jeszcze za złe sprawowanie nie wypuszczą mnie przez następny miesiąc.
Jimin zaśmiał się głośno, ale zapiął kurtkę. I nawet naciągnął mocniej czapkę.
- Zadowolony?
- Bardzo.
Przeniósł wzrok z szerokiego, białego uśmiechu na widok roztaczający się z dachu. Szpital nie był wysoki. Miał może z 4 piętra, ale panorama Busan widoczna z niego był piękna. Wielkie, kilkunastopiętrowe, nowoczesne budynki. W oddali widział nawet morze.- Obiecuję ci, Hyung, że kiedyś na pewno razem potańczymy.
Oboje wybuchnęli śmiechem, głęboko wierząc, że ich znajomość nie zakończy się w tej szpitalnej sali i wrócili do oglądania pozostałych fotografii.
***
Słońce już od dłuższego czasu nie budziło chłopaka o kruczoczarnych włosach, muskając jego delikatną twarz swoimi promieniami. Już dawno przyzwyczaił się do poranków bez tej dodatkowej części energii, która zawsze wypełniała go latem, czy też wiosną. Świat obumierał od jakiegoś tygodnia, przeistaczając swe barwy na wszelkie odcienie szarości i przygotowując się na kolejne warstwy śniegu, które miały okryć jego powierzchnię, ku uciesze dzieci.
Jungkook niestety już dawno wyrósł z tej dziecinnej beztroski, którą dawniej podsycała zwykła zmiana krajobrazu z tego ciepłego na zimny. Teraz raczej patrzył na to zjawisko pod kątem kupna grubszej kurtki, szalika i czapki oraz dodatkowych kilkunastu minut w środkach lokomocji z rana, spowodowanych centymetrami białego puchu, czyli dokładnie tak, jak większość dorosłych. Czasami wspominał swoje młodzieńcze obietnice, mówiące między innymi o ,,codziennym uśmiechu" oraz ,,szczęściu z małych rzeczy" i jedynie prychał z pogardą pod nosem na świadomość, jak ograniczony jest realny światopogląd dziecka.
Dwudziestolatek ziewnął głośno, przez co po jego ciasnym, akademickim pokoju rozniosło się głuche echo. Na szczęście nie musiał użerać się z żadnymi współlokatorami, dzięki dużym wpływom jego rodziców, którzy w jego najmłodszych latach zakorzenili w nim marzenie studiowania w Tokio i podsycali je z każdym dniem i rokiem coraz bardziej i bardziej, nie pozwalając mu zwolnić z nauką. Ich pieniądze od początku roku studenckiego ułatwiały mu proste sprawy życiowe. Jeon wiedział, że jego rodzicom zależało na jego edukacji jedynie ze względu na firmę prowadzoną przez jego przodków od pokoleń, którą już za kilka lat miał przejąć i on, stając się kolejnym Jeonem za biurkiem wielkiej korporacji, której transakcje obejmowały kontrakty z wieloma państwami Azji, a nawet Europy i Ameryki.
Jungkook zsunął się powoli, sapiąc pod nosem na ból w kręgosłupie, który przewodził prąd po jego wszystkich kościach. Spał na tym twardym materacu od prawie roku, ale nadal nie przyzwyczaił się do katorgi leżenia na tym łóżku po kilka godzin dziennie. Co prawda czas ten był krótki, bo zazwyczaj ograniczał się do trzech, czterech godzin, przez wymagający kierunek i pracę w barze, ale z drugiej strony był to duży plus. Metalowe sprężyny widocznie odznaczające się na, jak na złość, cienkim materiale miały krótszy czas na popis swoimi umiejętnościami przenoszenia śpiącej osoby do prawdziwego piekła. Chłopak roztrzepał swoje nieujarzmione włosy, które z rana zawsze wyglądały jak po największym huraganie w alei tornad w Ameryce. Krótkim trzepnięciem głowy odrzucił uporczywą grzywkę i schylił się, aby podnieść z podłogi czarne spodnie, delikatnie opinające łydki, które wczoraj zrzucił tu, nie mając siły na odłożenie ich na miejsce, a następnie odziać je na siebie.
Nieco się gramoląc, dotarł do szafy i wyciągnął z niej pierwszą lepszą koszulkę na krótki rękaw i czarną bluzę z kapturem, na której przodzie znajdowały się białe napisy po angielsku. Nałożył to wszystko na siebie, od razu kierując się do prowizorycznej łazienki. Nie zaprzątał sobie głowy zamknięciem drzwi i szybko załatwił swoje sprawy, już po chwili podchodząc do umywalki i opłukując twarz zimną wodą. Oparł dłonie o ramę zlewu i uniósł swój zmęczony wzrok na własne odbicie, które było delikatnie rozmazane przez wszelkiego rodzaju plamy i smugi, na których wyczyszczenie nie może znaleźć czasu od kilku miesięcy. Westchnął cicho i rzucił urywkowe spojrzenie na żel do mycia twarzy i esencję, które zdobiły jego półkę obok lustra. Jego matka od zawsze uczyła go, że należy dbać o cerę, bo zdrowo wyglądająca cera to dobra cera, ale Kook, uczęszczając na studia, czasami nie miał czasu na zjedzenie porządnego posiłku, a co dopiero zajmowanie swych myśli tak prostymi czynnościami. Przez chwilę obok jego sylwetki w lustrze stała jego rodzicielka z surową miną, wskazując dwie buteleczki, ale Jungkook wywrócił jedynie oczami i zabrał się za mycie zębów, po czym obmył twarz jeszcze raz, tym razem ciepłą wodą. Ostatecznie posłał swojej mamie smutny uśmiech i opuścił pomieszczenie, zaraz zabierając się za pakowanie swoich rzeczy na uczelnię.
Nie mógł ukryć, że tęsknił za rodziną, która pozostała w Korei, pracując nad kolejnymi wielkimi projektami i zarządzając wszystkim tak, aby tylko firma z dnia na dzień stawała się coraz lepsza i lepsza. Aby produkowała coraz wydajniejsze produkty i aby było ich więcej i więcej. Dokładnie tak wyglądało życie Jungkooka od niemowlaka. Według jego ojca, gdy któregoś dnia nic nie osiągnąłeś, nie poprawiłeś, nie nauczyłeś się czegoś - ten dzień jest stracony i równie dobrze mogło go nie być. W ich rodzinnym domu zawsze krzątało się kilka sprzątaczek, kucharek i kamerdynerów, którzy załatwiali najprostsze życiowe sprawy, na które jego rodzice po prostu nie mieli czasu. Mimo to zawsze starali się poświecić jak najwięcej czasu swoim synom. Junghyun aktualnie przebywa w Korei, w wojsku i najprawdopodobniej zawód żołnierza będzie jego mianem do emerytury. We dwójkę zdecydowali, że to Jungkook przejmie firmę kosmetyczną, a Kook niestety nie miał nic do gadania. Każdą wolną chwilę od nauki spędzał w biurze ojca, przyglądając się mu, jak czyta i podpisuje różne papiery, przyjmuje nowych pracowników oraz zwalnia tych, którzy nie nadążali za tempem ich firmy. Czasami matka zabierała go na produkcję, do fabryk osadzonych w różnych miastach, a nawet raz był w firmie z Japonii, aby zobaczyć, jak wielkie budynki, jak wielkie obowiązki i jak wiele ludzi będzie spoczywać na jego barkach. Czasami jego przyszłość go przytłacza i przeraża, bo co jeśli zawiedzie rodziców? Jeżeli sprowadzi światową firmę na skraj bankructwa, pozbawi tysiące, jeśli nie miliony osób pracy, tym samym pieniędzy i wyżywienia dla ich rodzin. Przecież to normalne, że tak czarne scenariusze demoralizowały młodego chłopaka, przez co miał za złe swoim rodzicom jego urodziny akurat w tym rodzie. Jednak im starszy się stawał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak ciężko pracują jego rodzice i jak dużo robili i nadal robią, by być w kontakcie z Kookiem i wspierać go w każdej możliwej sytuacji. Dlatego właśnie tak bardzo ich podziwiał.
Chłopak przymknął oczy, przysiadając na łóżku i oparł głowę o rękę, chcąc, choć na chwilę odsapnąć od porannego pośpiechu. Zerknął na zegarek zdobiący jego szafkę nocną i z ulgą stwierdził, że dzisiaj zostało mu wyjątkowo dużo czasu do przyjazdu pociągu. Rozejrzał się po pokoju, mając nadzieję, że przynajmniej wrzuci brudne ubrania do kosza na pranie, który jedynie zabierał mu wolną przestrzeń przy wejściu, ale ich ilość tak go zniechęciła, że już po chwili schował do swojej torby laptopa, parę teczek, dwa długopisy i jeden większy zeszyt, po czym zapiął suwak i zaczął ubierać kurtkę, czapkę i szalik. Woli kilka minut dłużej pomarznąć, czekając na pojazd, niż zacząć to wszystko sprzątać. Nałożył swoje ulubione buty i czerwone słuchawki, które w tempie natychmiastowym podłączył do telefonu i opuścił pokój, zaraz zamykając go na klucz. Korytarz akademika nie był aż tak obskurny, jak wszyscy je opisują, ale może to dlatego, że to miejsce zamieszkiwały największe studiujące szychy w Tokio. Jungkook miał to szczęście, że do nich należał. Możliwe, że była to duża wada, ale chłopak ich nie rozróżniał. Do zarządzania firmą charakter jego kolegów ze studiów w niczym mu nie pomoże.
Zrobił pierwsze kroki, które prawie od razu wpasowały się w rytm uderzeń piosenki, która aktualnie zalewała jego umysł falą rozkoszy i ukojenia. Pozwolił sobie nawet na chwilę zapomnienia i cień uśmiechu odwiedził jego twarz, zarysowując bardziej poduszeczki pod oczami i mocno widoczne cienie. Mimo wszystko jego oczy bezpodstawnie zdradzały stan studenta. Był wykończony nauką. Odetchnął ciężko i już po chwili dostrzegł dwie sylwetki, wyłaniające się zza zakrętu i rozmawiające ze sobą. Odruchowo zagryzł policzki od wewnątrz i wyciągnął telefon, udając, że zawzięcie coś pisze, podczas gdy on wyłączył muzykę i jedynie wpatrywał się w wyświetlacz. Dwaj rośli mężczyźni byli coraz bliżej niego, a ich miny wskazywały, że nie tylko Kook nie skacze z radości z powodu ich spotkania. Kiedy byli dwa kroki przed nim, przełknął ślinę. Automatycznie, jak na złość, nowe siniaki na jego żebrach i ramionach dały o sobie znać, a rozcięcie nad łukiem brwiowym, które zasłonił grzywką i to gojące się już w kąciku ust zaszczypały boleśnie. Mimo tak wielkiej ekscytacji, która rosła z każdym ich kolejnym ,,spotkaniem", bał się ich. Kolejne rany na ciele nie wpływały dobrze na rozwój jego wiedzy i nie pozwalały już siedzieć do porannych godzin nad książkami. Potrzebował czasu na regenerację.
- Rozpieszczony gówniarz - usłyszał mruk jednego. Zaraz potem dołączył się ten drugi, który sprawiał, że Jungkookowi rozszerzały się źrenice na samo jego wspomnienie:
- Myśli, że muzyką wyciszy cały otaczający go świat. Ma szczęście, że dzisiaj bolą mnie ręce, bo chętnie obiłbym mu ten jego pyskaty pyszczek.
To nie tak, że Kook nie był taki, jak oni. Życie w rodzinie Jeon wpłynęło na niego i odziedziczył parę, niekoniecznie pozytywnych cech po swoich przodkach. Odznaczał się często lekceważącą postawą, pyskując i czasami za późno gryzł się w język, lub w ogóle tego nie robił, co odznaczało się na jego relacjach z nauczycielami. Od dawna podejrzewał, że jedyny powód, dla którego go szanują, to jego wpływowi rodzice. Miewał wahania nastrojów, a traktowanie innych z góry było u niego na porządku dziennym. Nie stawiajmy go jednak w tak złym świetle.
Jungkook, jeśli chce, to potrafi być miły. Potrafi się uśmiechnąć, pomóc, porozmawiać. Czasami nawet zaśmieje się w głos, ale te wszystkie uczucia skrywa głęboko w sobie i wyjawia je jedynie przed naprawdę wyjątkowymi osobami. W końcu, po co jego wrogowie i osoby, które chcą na każdym kroku popsuć mu plany, mają wiedzieć o tym, że jest szczęśliwy? Słowa jego ojca będą dla niego zawsze priorytetem: ,,Maska ukrywająca twoje szczęście to dobra maska". Nigdy nie śmiał podważyć opinii jego rodziciela i nigdy tego nie zrobi. Co prawda, miał czasami oznaki buntu, przez co zapominał o dodatkowych zajęciach, lub omijał nudniejsze lekcje, chcąc spędzić ten czas na rozmowie z inną osobą, a nie na przyglądaniu się drukowanym literkom, które coraz częściej zlewały się mu przed oczyma, zasłaniając rzeczywistość światem pierwiastków, finansów i zarządzania. Było tylko parę osób, które zdjęły z niego maskę i wywołały w nim tak zwane ,,motylki" i uczucia pozytywne, ale one zostały w przeszłości, a on miał wrażenie, że już nigdy do niej nie wróci.
W końcu, po co wracać do czegoś, co wywołuje w nas tak wielki ból, prawda?
***
Siedzieli w niedużej, białej altance na dachu budynku. Dookoła było pełno suchych, bezlistnych drzew i krzewów. Ich brązowe gałęzie, przykryte cienką warstwą śniegu, wyginały się w różne strony. Na środku stałą piękna biała fontanna, także przykryta białym puchem. Było tu cicho i spokojnie.
Ogród powstał z myślą poprawie samopoczucia pacjentów, ale tylko przez letni okres. Jednak dzisiaj, pierwszy raz odkąd się obudził, pozwolono Jiminowi wyjść na zewnątrz. Siedział obok Hoseoka oddychając głęboko i wciągając rześkie, świeże powietrze. Napełniał nim płuca, jakby delektując się smakiem i powoli wypuszczał. Jung cały czas poprawiał mu spadającą z ramion kurtkę, której nie chciał zapiąć. Kiedy po kilku godzinach, męczenia pielęgniarek o pozwolenie, te w końcu się zgodziły, obiecał, że Park nie zachoruje, więc teraz robił wszystko, aby tej obietnicy dotrzymać.
- Proszę cię, noo - zaskomlał brunet - Nie utrudniaj mi tego. Bo jeszcze za złe sprawowanie nie wypuszczą mnie przez następny miesiąc.
Jimin zaśmiał się głośno, ale zapiął kurtkę. I nawet naciągnął mocniej czapkę.
- Zadowolony?
- Bardzo.
- Jimin! Tu jesteście.
Obrócili się w stronę głosu. W ich kierunku szła, ubrana w długi, czarny płaszcz mama młodszego chłopaka.
- Nie powinniście tak długo tu siedzieć. Przeziębicie się. - zwróciła się do syna - Zwłaszcza ty. Ciągle bierzesz leki i twój organizm jest osłabiony.
- Już wracamy, mamo. - przy ostatnim słowie lekko się zawahał. Nadal jej nie pamiętał.
Cała trójką ruszyli w kierunku wejścia do szpitala.
- Lekarz, mówił, że byli dzisiaj u ciebie znajomi - Jimin potwierdził skinięciem głowy - I, że nikogo nie pamiętałeś - kolejne skiniecie - Naprawdę nikt nie wydawał ci się znajomy?
Kobieta spojrzała na niego z nadzieją w oczach, zwalniając kroku.
Jimin chciał powiedzieć, że tak. Wręcz pragnął powiedzieć "tak". Chciałby podnieść ją na duch. Dać nadzieję, że wspomnienia wracają. Ale tak nie było. Nie mógł jej oszukiwać. Nawet nie dałby rady.
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie martw się - kobieta zatrzymała się i chwyciła go za rękę - Wszystko będzie w porządku.
Uśmiechnęła się, jednak ten uśmiech nie dotarł do jej oczu.
Były smutne i opuchnięte, co starała się ukryć makijażem.
Jimin to widział. I zrobiło mu się bardzo przykro, że kolejny raz zawiódł swoją rodzicielkę.
Za oknem było już ciemno. Leżący wszędzie śnieg odbijał światła latarni i delikatnie rozświetlał ciemność, sprawiając, że chłopak lepiej widział przedmioty w sali.
Zegar wskazywał już późną nocną godzinę, lecz Jimin nie mógł zasnąć. Przez jakiś czas wsłuchiwał się w równomierny oddech Hoseoka leżącego na łóżku obok i kroki pielęgniarek sprawdzający stan pacjentów, a potem pogrążył się we własnych myślach.
Sytuacja z dzisiejszego spotkania z kolegami ze studiów naprawdę go zasmuciła. Liczył, że chociaż kogoś rozpozna, że przypomni sobie, chociaż mały kawałek dawnego życia. Jednak nic takiego się nie stało. Jego koledzy nawet nie wydali mu się znajomi. Czuł się, jakby spotkał ich wszystkich pierwszy raz w życiu.
Miał jedną, wielką pustkę w głowie.
Nie pamiętał praktycznie wszystkiego. Nawet tego, jaki kierunek studiował. Rodzice powiedzieli mu, że mieszkał sam, ale nie pamiętał adresu, ani wyglądu mieszkania. Nie wiedział, jaki jest jego numer telefonu, ulubiony kolor czy chociażby ulubione danie.
Zastanawiał się, czy miał przyjaciela. Takiego od serca. Chyba nie, skoro jeszcze nie przyszedł go przywitać. A może miał dziewczynę? Chyba też nie. Na pewno przyszłaby go zobaczyć.
Westchnął głośno i uderzył ręką w poduszkę, zdenerwowany na samego siebie. Dlaczego nie może sobie niczego przypomnieć?Podczas tego ruchu jego szpitalne łóżko zaskrzypiało. Hoseok znajdujący się obok wymruczał kilka niewyraźnych słów i obrócił się na drugą stronę. Jimin trochę się uspokoił. Nie chciał obudzić chłopaka. Bardzo go polubił, pomimo że znali się tylko tydzień. Podobno, kiedy był w śpiączce, Jung mówił do niego, czytał i puszczał piosenki.
Ułożył się z powrotem i spojrzał w okno. Skupiając wzrok na padających, błyszczący w świetle lamp, płatkach śniegu. A samotna łza spłynęła po jego policzku.
Przejechał palcami po swoim przedramieniu. Obrysował palcami mały tatuaż na nadgarstku. Była to biała część koncepcji YingYang, czyli Yang. Nie pamiętał, skąd go ma, ale czuł, że jest naprawdę ważny. Zapytał o to rodziców, jednak ich reakcja nie była pozytywna.
- A skąd mam wiedzieć, co ci do głowy strzeliło, kiedy robiłeś taką głupotę? - ojciec spojrzał na niego srogo, po chwili przenosząc wzrok na żonę.
Jego mama trzymała ręce na kolanach i bawiła się palcami.
- Zawsze chciałeś mieć tatuaż, ale ci nie pozwalaliśmy. Kiedy stałeś się pełnoletni, po prostu go zrobiłeś. - zaśmiała się, próbując rozluźnić atmosferę.
Kolejną rzeczą, której nie pamiętał był wypadek. Lekarz powiedział mu, że cudem ocalał i w sumie powinien się cieszyć, że skończył tylko z amnezją. Został potrącony przez samochód na polnej drodze, kiedy wracał nocą z imprezy.
Jedynym czego był pewien, to jego imię. Odkąd usłyszał je z ust swojej matki, był pewny, że on to Park Jimin. Od tamtego momentu powtarzał je w głowie wiele razy. Czuł, jakby była to jedyna rzecz, która naprawdę do niego należy.
***
To nie tak, że Jungkook nienawidził swojego uniwersytetu. On nienawidził osób, które tam przebywały. Niektórzy profesorowie byli naprawdę w porządku, widać było na pierwszy rzut oka, że są tam ze względu na wielką chęć nauczania kolejnych pokoleń przedmiotów, w których się specjalizowali. Znajdowali się tam jednak także nauczyciele, którzy byli, bo byli, uczyli, bo uczyli i zależało im jedynie na pokaźnej sumie pod koniec miesiąca, którą mogli się szczycić z powodu uczenia potomstwa bogatych i wpływowych ludzi wschodniej Azji. Jednak poza chęciami łatwego zarobku, nie mieli żadnych innych powodów, dla których spędzali większość swojego czasu z młodymi dorosłymi. Niektórzy prawdopodobnie zostaną właścicielami firm, inni będą jedynie w nich pomagać, a znajdą się nawet osoby, które zaraz po zakończeniu tych kilku lat męki, wyjadą daleko, uciekając od swoich rodziców, którzy od dziecka ograniczali ich decyzje i wpływali na ich los. Jeon jeszcze do niedawna należał do ostatniej grupy, ale w jego światopoglądzie zmieniło się tak wiele rzeczy, że teraz jedynie ganił się za każdą negatywną myśl kierowaną do firmy jego rodziców, czy też nauki. Za bardzo ich szanował, aby teraz odwrócił się plecami.Drugim zaś powodem, nieco ważniejszym, był fakt, iż w budynku było tak niewyobrażalnie zimno, że chłopak głowił się, czy siedząc teraz na jednej z największych stacji kolejowych, nie jest mu cieplej, niż na uniwersytecie. Jeon pocierał o siebie swoje dłonie odziane w parę drogich, skórzanych rękawiczek i robiąc z nich koszyczek przy ustach, chuchał w nie, chcą ogrzać swoją dolną część twarzy. Jak na złość, dzisiaj zapomniał zabrać maski i niestety nie mógł opędzić się od soczystych rumieńców, na skutek zwężonych naczyń krwionośnych. Jego stopy wystukiwały bliżej nieokreślony rytm, aby tylko ciało cały czas było w ruchu.
Stan jego organizmu po tylu godzinach wykładów był w naprawdę złym stanie. Natychmiast potrzebował zastrzyku energii, ale jakoś nigdy nie ciągnęło go do kaw, które można zakupić na stacjach, dlatego właśnie jego celem stała się ,,The Min's", kawiarenka znajdująca się dziesięć minut drogi pociągiem od jego uniwersytetu. Starał się zachodzić tam codziennie lub co dwa dni, aby choć na chwilę uwolnić się od pośpiechu towarzyszącego mu w każdym momencie. Co prawda nie mógł sobie pozwolić na chwilę całkowitego relaksu i zapomnienia, bo w jego życiu nie było to niestety możliwe, ale wizja wypicia przepysznej kawy zrobionej przez panią Min i zjedzenia jej popisowego tiramisu, które dosłownie rozpływało się w ustach, podczas odrabiania prac domowych i pisania esejów była znacznie milsza, niż spędzenie popołudnia nad książkami w obskurnym pokoju akademickim. W dodatku wypieki babci Kyosung były jak spod ręki Boga. Zdaniem Jungkooka opływały ideałem, a ich niesamowity i wyjątkowy wygląd to jedynie wisienka na torcie. Swoją drogą, torty również robiła niezwykłe.
Tak więc złapał najbliższy pociąg i zajął ostatnie wolne miejsce w kącie. Były godziny szczytu, więc sam się zdziwił, gdy je dostrzegł. Chłopak był chorobliwie zmęczony i nie wyobrażał sobie stania podczas jazdy, w dodatku trzymania się. Jeon ledwo miał siłę podnieść powieki po mrugnięciu. To był wyjątkowo ciężki dzień.
***
- Jak ci smakuje kawa, Jungkook-ah? - miły głos starszej kobiety dotarł do niego w zwolnionym tempie, a on resztkami sił podniósł wzrok znad laptopa. Przyjrzał się uśmiechniętej twarzy pani Min i postarał się odwzajemnić ten niecodzienny dla niego gest.- Jak zawsze przepyszna, z resztą jak wszystko u pani - odpowiedział kulturalnie i przeciągnął się, ziewając przy tym. Napisał już połowę eseju na następny tydzień, za co był na siebie niewyobrażalnie zły. Powinien już go kończyć i zacząć przerabiać kolejne zagadnienia. Jungkook nienawidził być w tyle ani na równi z kimś. On po prostu musiał być lepszy. Pewne zasady wpojone przez jego rodziców niestety dawały się we znaki, między innymi w poziomie narcyzmu w osobie chłopaka. Był niesamowicie egoistyczny i narcystyczny, co przejawiało się w jego wynikach. Jednak on nie widział w tym nic złego. W końcu chęć bycia najlepszym nie jest czymś karygodnym. Nagle poczuł na swojej ciepłej dłoni drugą, nieco mniejszą i o wiele zimniejszą, przez co po jego ciele przeszły nieoczekiwane ciarki. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że znowu się zamyślił i zapewne wyłączył z dialogu ze staruszką. Zerknął na nią, jak najbardziej ukrywając zażenowanie rysujące się na jego twarzy. Miała zmartwiony wyraz twarzy i kiwała delikatnie głową na boki. Jej policzki zapadły się jeszcze bardziej, a Kook przełknął ślinę.
- Dziecko, nie przemęczaj się tak. Robisz i tak za dużo, firma twojego ojca nie ucieknie. Uwierz mi, że spokojnie możesz płynąć na równi z falą materiału i nie musisz się tak bardzo katować. W dodatku zaraz musisz iść do pracy na nocną zmianę - kobieta westchnęła, a Jungkook spojrzał na mały zegarek w laptopie. Rzeczywiście powinien się już zbierać, zaraz zaczyna zmianę w barze.
- Spokojnie, pani Min. Daję sobie radę, naprawdę - wyjaśnił szybko i wstał od stołu, wywołując przy tym niemały hałas. Zamknął laptopa, zebrał notatki w teczkę i wszystko schował do swojej torby. Starsza kobieta przyglądała mu się ze zmartwieniem i również wstała od stołu. Chłopak zarzucił na swoje ramiona czarny płaszcz i opatulił się grubym, brązowym szalikiem. Za oknem spadały pojedyncze płatki śniegu, a on wręcz czuł ich zimno osadzające się na jego twarzy. Jungkook zdecydowanie nie był zwolennikiem zimy.
Niestety szczęście tego dnia nie szło w parze z czasem i chłopak spóźnił się na pociąg, którym zawsze dojeżdżał do swojej pracy. Spod kawiarni na pieszo miał pół godziny drogi, co w ogóle mu się nie uśmiechało, z racji na zacinający w oczy śnieg i minusową temperaturę. Do tego dochodził też fakt, że byłby wtedy spóźniony co najmniej dwadzieścia minut. W tym momencie nie miał najmniejszych szans na stawienie się na miejscu pracy o wyznaczonej godzinie, więc wolnym krokiem zmierzył w kierunku przystanku autobusowego. Szybko sprawdził rozpis jazdy i gdy dostrzegł cel swojej podróży - westchnął ciężko, odruchowo łapiąc się za kark. Autobus odjechał trzy minuty temu, a następny będzie dopiero za godzinę. Poczuł, jak traci czucie w nogach, więc zamknął oczy i oparł czoło o szybę przystanku. Jęknął, zdając sobie sprawę, że jego szef go zamorduje. Niechętnie wyciągnął z kieszeni płaszcza telefon i wszedł w kontakty. Już po chwili przykładał aparat do ucha, wsłuchując się w podłużne dźwięki.
- Jungkook? - zachrypnięty głos jego kolegi z pracy dotarł do niego dopiero po kilku sekundach. Zimno szczypało go w policzki, a Jeon czuł, jak powoli zamarzają mu palce.
- Yoongi hyung, trochę się spóźnię, bo muszę iść na pieszo spod kawiarni ,,The Min's". Możesz kryć mnie u szefa? - zapytał z nadzieją w głosie, którą zburzyło krótkie prychnięcie starszego, a następnie krótki, urwany śmiech.
- Oj dzieciaku, grabisz sobie - stwierdził krótko, znowu zaszczycając Kooka swoim śmiechem. Był płytki i oschły, zupełnie taki, jak charakter mężczyzny. - Wróć się do kawiarni, zaraz mój kolega cię przywiezie.
Ok, zacznę od przeprosin, że tak późno komentuję :< Rozdział przeczytałam tak właściwie dzień po jego dodaniu, ale nie miałam kiedy go skomentować *_*
OdpowiedzUsuńAle już jestem! ^^
Ach, jak tylko zobaczyłam tytuł to już wiedziałam, że pokocham tę serię xD (boziu, tak bardzo jak nienawidzę francuskiego, po 6 latach nauki nie potrafię powiedzieć totalnie nic, tak ten tytuł pokochałam całym serduszkiem) O nieee! Zepsuła mi się klawiatura i nie mogę wysyłać serduszkowych serduszek *_* ;____;
Motyw utraty pamięci serio, od zawsze zawsze wydaje mi się taki oklepany, oczywisty, ale można z tego zrobić naprawdę cudeńka, tak jak "Mon Ange" <3 To nic, że seria ma dopiero jeden rozdział. Ja i tak uwielbiam :D
Widzę JiKooki i już mi się mordka cieszy :>
Kooks w ogóle wydaje się taką złożoną osóbką! Jednocześnie biedaczek, ale z drugiej strony no... Wiadomo, nikt nie lubi takich dzieciaków, chociaż takie osądzanie po statusie, czy nawet tych złych cechach nie jest fair :/ Nawet jeżeli ten ktoś jest niemiły, nieuprzejmy, wredny czy nietaktowny. Ale przecież Kookie to w środku dobry dzieciaczek nooo :/ Nie zasługuje na take okrutnikowe traktowanie!
Oj nie, nie, nie, nie!
Arghhh. Nienawidzę tego, kiedy ambicje rodziców są przekładane na dzieciaki ;__; Potem robi się wszystko, żeby ich nie rozczarować, często nawet za cenę swojego zdrowia, jak tutaj u Kooksa. Ale skoro pogodził się z tym... Ach, nie wiem nawet co myśleć! Przez to lubię tutaj Kookiego xD
No i kochana kluseczka Jiminie <3 Biedna co prawda, bez pamięci, smutna, ale wciąż kochana <3
To było takie smutne, kiedy nie pamiętał swoich rodziców ;___; Ale naprawdę chcę baaardzo poznać teraz wszystko to, co działo się przed wypadkiem!
Ach, naprawdę! Skręca mnie w środku z ciekawości, jaką wcześniej był osobą, co przeżył... No i gdzie jest jego Ying!
Swoją drogą, mam teraz ochotę na tiramisu...
No i jest Yoongi. I jest Hobi. Wspaniale <3
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Postaram się napisać parę słów szybciej niż teraz, jak tylko II "Mon Ange" się pojawi :>
Coś w ogóle czuję, że naprawdę zabijecie mnie tą serią -______-
Kocham was za to <3 <3 <3
Życzę weny dla was obu i dużo zdrówka (szczególnie dla ciebie Kari xD), bo no... wieje ciągle i jest śnieg i zima i w ogóle... <3
Kiedy to pisałam to też miałam ochotę na tiramisu dlatego jakoś tak wyszło, że o nim napisałam XD
UsuńOgólnie Kari pewnie tez jeszcze odpisze, ale chciałam dodać coś od siebie, bo gdy czyta się takie kochane komentarze, to uśmiech sam wkrada się na mordkę ;u; ♥
Mam nadzieję, że równie bardzo spodobają Ci się kolejne rozdziały!!
Pozwolę sobie podziękować w imieniu Kari, Alex i moim! ♥
Jejku, tak, teraz przypominam sobie, że pisałaś mi wtedy, że chciałabyś zjeść tiramisu XD
UsuńWiem, że motyw jest dość znanym jednak mam nadzieję, że cię zaskoczymy i ci się spodoba ^^
I, że dostaniemy jeszcze duuuużo miłości od ciebie <3
Jak ty dobrze rozumiesz ludzi, podziwiam
Hahahha dziękuję (na razie się nie zapowiada na chorobę, mam nadzieję)
Cieszę się, że Kaja także, odpowiedziała. W końcu dużo jej zawdzięczam przy tym opowiadanku <3
Ojej kocham twoje komentarz! ;3
UsuńTen rozdział jest cudowny i w sumie chciałam to bardzo napisać Kaji i Kari hehe ;*
Btw. też uczyłam się francuskiego przez 6 lat i też praktycznie nic nie potrafię powiedzieć xd
Dziękujemy!
Okej. Nareszcie mam czas, żeby to przeczytać
OdpowiedzUsuńI to jest magia *.*
Szczerze to brak mi słów (albo przez szkołę mózg i się wyłączył), którymi mogę opisać, a szkoda, bo naprawdę jest wspaniałe i bardzo przyjemnie się czyta i chcę już kolejny rozdział, który przeczytam zaraz jak go zauważę, bo nie mogę się doczekać (a ten komentarz nie ma najmniejszego sensu chyba XD)
I ten tytuł
Kocham francuski (ale nie na lekcji, bo nie umiem tam wytrzymać) i to tak pięknie brzmi i wygląda *.*
Mam nadzieję (a właściwie jestem pewna), że moja teoria spiskowa dotycząca tatuażu będzie prawdziwa, ale muszę jeszcze się dowiedzieć więcej
Czekam z niecierpliwością na kolejne
Weny <3
Jej, jestem szczęśliwa, że się podoba ^^
UsuńHahha wszystkim przypadł francuski tytuł do gustu :D
Już pisałyśmy o tej teorii spiskowej XD nie jest zła, ale nie najtrafniejsza XD
No niestety, by ją sprawdzić musisz poczekać na kolejne rozdziały ;)
Dziękujemy <3