Szykuje się też mały prezent na święta ode mnie i Alex Mone ^^
To już nie przedłużając, liczę, że Wam się spodoba ^^
Narzucił na siebie ciemnozieloną, cienką kurtkę. Zerknął w lusterko wiszące nad niedużą komodą i poprawił blond kosmyki, zaczesując do góry pasma, które opadły. Zadowolony z efektu, rozejrzał się po pokoju. W skromnie urządzonym wnętrzu znajdowały się tylko proste łóżko, komoda i regał wypełniony książkami. Na ziemi leżał podniszczony ciemny dywan.Pomimo pracy w laboratorium Rządu, nie było go stać na jego wymianę. Miał ważniejsze wydatki niż kawałek czarnej tkaniny. Chwycił książkę leżącą na komodzie stojącej obok łóżka i odstawił ją na miejsce. Opuścił pomieszczenie i skierował się w stronę pokoju dziadka.
Staruszek leżał na łóżku i uśmiechnął się do niego, kiedy tylko pojawił się w drzwiach/
- Zaraz wychodzę. Przynieść ci coś?
- Nie dziękuję.
Namjoon usiadł na taborecie stojącym obok posłania. Było to jego stałe miejsce. Nawet nie potrafił zliczyć ile godzin tu przesiedział, pilnując dziadka, podając mu leki i opiekując się, kiedy choroba atakowała z większą siłą. Chwycił jego dłoń i potarł jej wierzch kciukiem.
- Jak się czujesz? Wziąłeś leki, które przyniosłem?
Rozejrzał się dookoła i natrafił wzrokiem na puste, plastikowe pudełeczko, stojące na ziemi, zaraz przy łóżku.
- Tak i czuję się całkiem dobrze.
Namjoon spojrzał na starą, poprzecinaną licznymi zmarszczkami twarz. Była wyraźnie zmęczona, a skóra blada i szara. Nie był pewien czy to wina lekarstw, czy choroby, ale liczył, że nie są to żadne złe objawy.
- Zapewne wrócę wieczorem. Na pewno niczego nie potrzebujesz?
- Idź i baw się dobrze - staruszek wyciągnął rękę i poklepał wnuka delikatnie po policzku, uśmiechając się przy tym.
Namjoon wiedział, że pomimo tego, że jego uśmiech czasami znika, zwłaszcza kiedy choroba daje o sobie znać, jego oczy pozostają ciepłe i pełne uczuć. Starszy Kim zawsze mu powtarzał, że jego oczy są takie same.
- Joonie? - usłyszał głos od strony drzwi - Pukałem, ale nikt mi nie raczył otworzyć. - powiedział z wyrzutem do młodszego, lecz uśmiech na jego twarzy sugerował, że nie był zły.
- Wejdź, Jin.
- Dzień dobry. - przywitał się grzecznie blondyn i ukłonił lekko w stronę leżącego na łóżku mężczyzny.
- Poczekaj chwilę. Przyniosę tylko dziadkowi coś do picia.
Seokjin zajął miejsce Namjoona, kiedy ten ruszył do niewielkiej kuchni po wodę.
- Jak się pan czuje?
- W porządku, naprawdę nie musicie się o mnie martwić. Macie swoje problemy.
- Proszę tak nie mówić.
- Powiedz lepiej, jak ci się układa z Namjoonem, hmm? Dawno do nas nie zachodziłeś.
- Och, nie. To nie tak. - zaprzeczył szybko, wiedząc co najstarszy Kim ma na myśli - Po prostu zacząłem pracę w piekarni, więc nie miałem za dużo czasu, ale widujemy się prawie codziennie.
- To dobrze. Cieszę się, że mój wnuk ma kogoś takiego jak ty. - poklepał Jina po kolanie - Jest bardzo mądry, ale czasami zbyt porywczy. Pilnuj, aby nie robił żadnych głupot.
- Obiecuję. - odwzajemnił uśmiech, którym został obdarzony.
Bardzo lubił pana Kim. Nigdy nie negował jego związku z Namjoonem. Zawsze miał dla nich dobre słowo. I oczywiście uwielbiał słuchać historyjek sprzed kilkudziesięciu lat, które starszy pan zawsze opowiadał.
- Proszę - Namjoon postawił obok łóżka butelkę z wodą. - Poradzisz sobie, dziadku? - zawsze się martwił, kiedy zostawiał go samego na tak długo.
- Idźcie już. - pokręcił głową w rozbawieniu.
- O właśnie. Mama mówiła, że do pana zajdzie i przyniesie obiad.
- Dziękuję, Jin. Idźcie, bo się spóźnicie.
Namjoon chwycił dłoń swojego chłopaka i wyszli z mieszkania. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, przyciągnął do siebie Jina i pocałował. Długo i powoli.
- Co to było? - zaśmiał się blondyn.
- Nie przywitałeś się. - wzruszył ramionami młodszy. - Chodźmy, bo będą na nas czekać.
***
- No wreszcie jesteście.Cała piątka siedziała już w parku i czekała na dwóch spóźnialskich.
- To co dzisiaj robimy, panie liderze? - zapytał Hoseok.
- Chciałem pójść do lasu, poszukać jakichś jadalnych owoców. Może trafimy na jakieś dzikie truskawki...
- Albo zmutowaną wiewiórkę - zażartował Taehyung.
Chociaż tak do końca to nie był żart. Promieniowanie spowodowało różne zmiany w kodzie genetycznym zwierząt. Niektóre gatunki nie przypominały dawnych siebie. Czasami były swoją groźniejszą i bardziej agresywną wersją. Żyły głównie w lasach, dlatego nikt z miejscowych się do nich nie zapuszczał. Poza tą siódemką, potrzebującą większej ilości jedzenia i witamin i nie bojącej się zaryzykować własnego życia dla rodziny. To, co rozdawali żołnierze, nie zawsze zaspokajało wszelkie zapotrzebowanie. Chyba że miało się pieniądze, albo wpływy, tak jak pan Jeon.
- Nie narzekaj. Raz się zdarzyło i nic się nam nie stało - Namjoon przewrócił oczami.
- Do trzech razy sztuka.
- Więc zostały ci jeszcze dwa. Rusz tyłek.
Widząc, że czerwonowłosy chce kontynuować tę bezsensowną wymianę zdań, Yoongi podniósł się, otrzepał spodnie i zwrócił się do niego:
- Jeśli nie chcesz iść, to nie, ale wtedy sam sobie gotujesz.
Tae zerwał się jak oparzony.
- Na co jeszcze czekamy?
***
Szli ostrożnie, starając się zachowywać normalnie, by nie zwracać na siebie uwagi żołnierzy. Dotarli do metalowego ogrodzenia, otaczającego miasto. To był kolejny powód, przez który Jungkook uważał, że każde miasto to więzienie. W teorii płot chronił mieszkańców przed dzikimi, zmutowanymi zwierzętami. Ale to tylko teoria.
Rozejrzeli się dookoła i w starając się zachowywać jak najciszej, przeskakiwali po kolei przez ogrodzenie i znikali za niskimi krzakami.
Jungkook przeskoczył przez ogrodzenie ostatni i przedzierał się przez różnego gatunku rośliny, odsuwając liście i uważając na kolce. Dotarł do niewielkiej polany, oddalonej kilkanaście metrów od brzegu lasu. Reszta już na niego czekała.
- To co, mały wyścig na główną polanę? - Hoseok uśmiechnął się szeroko - Pierwszy nie będzie musiał nieść znalezionych rzeczy.
- W porządku. Ale mam lepszy pomysł. Dorzućmy do tego coś jeszcze. Kto po drodze znajdzie najciekawszą rzecz i dotrze jako jeden z pierwszych, wygrywa coś słodkiego od przegranych. Co wy na to? - Taehyng rzucił wszystkim wyzywające spojrzenie, pewny wygranej. Był szybki i miał dobry wzrok. Czego więcej mu potrzeba do wygranej?
Po ogólnej aprobacie każdy stanął na brzegu polany.
- Gotowi? Liczę do trzech. - zaczął lider. - Jeden.
- Uważaj na siebie.
Jungkook usłyszał cichy głos Jimina, który stał niedaleko niego.
- Dwa!
- Ty też.
- Trzy!
W mgnieniu oka polana opustoszała. Wszyscy ruszyli pędem, pragnąć wygranej. Jeon znowu przedzierał się przez chaszcze, uważając, by się o nic nie potknąć czy nie skaleczyć. Obserwował szybko zmieniający się krajobraz. Kilkanaście metrów od niego dostrzegł głowę Jimina, a trochę dalej czerwoną czuprynę Tae. Rozglądał się w poszukiwaniu ciekawej rzeczy, która zapewniłaby mu wygraną.
W lesie często można było spotkać pozostałości po starej cywilizacji. Kawałki szkła, deski, fragmenty zabawek czy urządzeń elektronicznych. Dzisiaj poza radiem w mieście nikt nie używał telewizora czy komputera, ale uczyli o nich w szkole. Co mądrzejsze osoby, takie jak Namjoon, były brane do pracy dla Rządu, przy podobnych urządzeniach.
Nagle dostrzegł kątem oka jakiś błysk. Przystanął, by nabrać powietrza i zawrócił. Rozglądał się dookoła, próbując znaleźć to, co przyciągnęło jego spojrzenie. Nie był pewien czy rzeczywiście to była ciekawa rzecz, czy tylko tracił cenny czas, bo równie dobrze to promienie słoneczne mogły paść na jakiś kawałek szkła. Stał właśnie na wprost drzewa, w którym znajdowała się nieduża dziura. Oblizał nerwowo usta. Nie zauważył nic na ziemi, więc coś mogło znajdować się tam. Jednak wpychanie rąk do dziury w starym dębie, może nie być bezpieczne, a on wolałby mieć wszystkie palce.
Raz się żyje, pomyślał. Wsunął rękę do dziupli. Jej dno było wyłożone miękkim mchem, jednak po chwili trafił na jakiś cienki sznurek. Pociągnął za niego, wysuwając rękę z dziury, dziękując w myślach, że nic go nie ugryzło. Wyciągnął całe swoje znalezisko na zewnątrz, a jego oczy rozszerzyły się w szoku. Na końcu czarnego sznurka znajdowała się srebrna zawieszka w kształcie litery "X". Uśmiechnął się szeroko. Nie wiedział, skąd to się tam wzięło. Na pewno było stare, bo w tych czasach biżuteria była cholernie droga. Był pewien jednego. Wygrał. Na sto procent nikt z pozostałych nie znajdzie niczego lepszego. Schował naszyjnik do sakiewki, przypiętej przy pasku do spodni i ruszył biegiem. Teraz tylko wystarczy dotrzeć jak najszybciej na polanę, znajdującą się trochę głębiej w lesie.
Postawił na skrót. Niebezpiecznie było zbaczać ze szlaku, ale teraz nie to było najważniejsze. Chciał wygrać. Zostało tylko kilkadziesiąt metrów i zaraz znajdzie się z powrotem na drodze, której zawsze używali. Cieszył się jak małe dziecko. Już nawet wiedział, co zrobi z naszyjnikiem, jak tylko wrócą. Zatrzymał się w pół kroku, nagle zaprzestając jakichkolwiek ruchów. Kilkanaście metrów od niego, stało nieduże zwierze. Sięgało mu może do połowy łydki, jednak Jungkook dobrze wiedział, że lepiej z nim nie zadzierać. Chciał się wycofać powoli, lecz zwierzę spojrzało prosto na niego. Małe, czarne oczy przeszyły go na wskroś. Nie był pewny czy to zmutowana wiewiórka, czy nie. Wyglądało bardzo podobnie, rude futro, długie uszy, puszysty ogon, długie, ostre jak sztylety zęby. Widział to nawet stąd. Zerwał się do ucieczki. To może nie był najlepszy pomysł, ale strach całkiem nad nim zapanował. Biegł szybko, nie oglądając się za siebie. Słyszał dźwięk łamanych gałęzi, i chrzęst zaschniętych liści. Adrenalina zaczęła szybko krążyć w jego żyłach. Nie wiedział, czy słyszy tylko swoje kroki, czy może zwierze pobiegło za nim. Przyspieszył, czując pot spływający mu po czole. Obrócił lekko głowę, wciąż pędząc przed siebie. Niczego, na szczęście, za sobą nie dostrzegł. Chciał zwolnić, jednak potknął się o wystający z ziemi korzeń. Poleciał na bok prosto w jakieś wysokie krzaki z szerokimi liśćmi, za którymi ukryty był rów, toczył się w dół, nie mogąc zatrzymać. Krzyknął kilka razy, kiedy jakaś gałąź lub kamień wbił mu się w plecy, ramię lub głowę. W końcu się zatrzymał, uderzając boleśnie o dużą leżącą na ziemi gałąź. Jęknął z bólu, próbując się powoli unieść i rozmasować bolące miejsca.
- Jungkook! - usłyszał krzyk z daleka. - Kookie!
- Tu jestem! - jego głos brzmiał słabo. Odkaszlnął i ponowił próbę - Tutaj!
- Jungkook?! - kolejny głos, zdecydowanie bliżej.
- Tutaj! Na dole! - usiadł na ziemi i spojrzał w górę. Skarpa, z której się stoczył, miała dobre 10 metrów wysokości. Na szczęście nie była pionowa, bo tego upadku chybaby nie przeżył.
Nagle zza krzaków na górze wyłonił się Park, a za nim Hoseok.
- Kookie! - Jimin ostrożnie zbiegał do niego. Po chwili znalazł się obok i chwycił w ramiona, przytulając mocno. - Nic ci nie jest? Co się stało?
Jeon odprężył się i mocno wtulił w przyjaciela. Cała adrenalina nagromadzona w taki krótkim czasie, zaczęła opuszczać jego ciało. Przez chwilę był naprawdę przerażony. Bał się, że zaatakuje go to dziwne zwierze, albo podczas tego niekontrolowanego upadku skręci sobie kark. Nawet jeśli nienawidził życia w klatce, zwanej miastem, nie chciał zginąć w taki sposób. W lesie, może nigdy nieznaleziony przez przyjaciół, zostawiony na pastwę dzikich zwierząt. Poza tym nie mógł jeszcze zginąć, miał jeszcze jedną ważną rzecz do zrobienia.
- Nic mi nie jest, Minie. W każdym razie tak mi się wydaje. Trochę bolą mnie plecy.
Jak tylko skończył mówić, poczuł dłoń Jimina na wspomnianym miejscu, delikatnie je badającą i głaszczącą.
- Jungkook, co się stało? Słyszeliśmy twój krzyk. - odezwał się Jin, kucając obok.
Zdążyła się już pojawić reszta grupy.
- Chciałem pobiec skrótem, ale na drodze stała wiewiórka. Chyba wiewiórka. Ale miało bardzo długie zęby - usłyszał jak Park głośno wciągnął powietrze - uciekałem, potknąłem się i spadłem tutaj.
- Głupku! Tyle razy rozmawialiśmy o chodzeniu na skróty! - krzyknął lider - Co powiedziałbym twojemu ojcu?! - Jin wstał i położył uspokajająco dłoń na jego ramieniu. - Jak dziecko!
Jungkook mocniej wtulił się w Jimina.
- Przepraszam. - wyszeptał.
Namjoon kucnął koło niego. Odetchnął głośno i przejechał ręką po twarzy.
- Nie rób tego więcej - powiedział już spokojnym tonem i roztrzepał włosy najmłodszego.
- Ej, spójrzcie na to! - dobiegł ich głos Yoongiego.
Jungkook odsunął się trochę od Jimina i rozejrzał dookoła. Dopiero teraz zobaczył, gdzie się znajduje. Była do duża polana, kilka kroków dalej rosły cztery nieduże drzewa, a właściwie krzewy, przy których stał Min. Ponad krzakami widział jakiś ciemny kolor, ale nie był pewien, co to jest. Podniósł się z pomocą przyjaciela i całą grupą podeszli do szarowłosego chłopaka. Jungkooka aż zamurowało. Na środku polany pełnej niebieskich kwiatów, stała mała chatka. Szare ściany były podniszczone, ciemny dach też nie wydawał się najnowszy. Wydawało się, że od dawna nikogo tu nie było. Nic też nie wskazywało na to, że ktoś tu mieszka.
- Gdzie idziesz?
- A jak myślisz?
Jeon dopiero teraz dostrzegł, że Yoongi kierował się w stronę budynku.
- To niebezpieczne!
- Daj spokój, Namjoon. Wiem, że jesteś tak samo ciekawy, jak ja.
Jungkook jako najmłodszy miał prawo być ciekawski, więć wykorzystał swój przywilej i ruszył zaraz za Minem.
- Kookie?
- Chodź, Jiminie. - wyciągnął rękę do chłopaka, którą ten chwycił i ruszyli za starszym.
Reszta siłą rzeczy poszła za nimi.
O matko! Tak! Warto było czekać ♥
OdpowiedzUsuńJak tylko pojawiło mi się powiadomienie, od razu rzuciłam wszystko i zaczęłam czytać *_*
Tak uwielbiam w tej serii wszystko, chociaż to dopiero drugi rozdział.
Nhiaaa! NamJin ♥
W ogóle taki obraz ziemi, zamknięcie w mieście itp itd, kojarzy mi się z jakimś filmem, ale nie pamiętam tytułu niestety :/ No i z "All in" rzecz jasna xD Ale bardziej z tym filmem właśnie! Aaa! Jak on się nazywał?!
Ok, jak mi się kiedyś przypomni, to dam znać.
Ach ten nieodpowiedzialny Jungkook. Już wie, że lidera trzeba słuchać! Bo potem się łamie ręce i nogi!
Jejku, oni wszyscy są tutaj tacy wspaniali *_*
Podoba mi się to, że mimo tej całej smutnej, szarej i nieco przerażającej rzeczywistości, oni wszyscy mają w sobie taką... jakby to nazwać... iskierkę, pomimo tego, że są przez to wszystko przytłoczeni i wręcz gnieceni przez ten cały system. Są tacy dzielni, niby przyzwyczajeni do tego wszystkiego, pozornie pogodzeni z losem, a jednak jest coś takiego, co daje wrażenie takiej niekompletnej akceptacji (wtf...). Nie wiem czy dokładnie wiesz o czym myślę. Jestem teraz w totalnym chaosie xD
Uwielbiam takie klimaty ;__;
Jestem mega ciekawa co to za domek i jaką historię ukryłaś za znalezionym wisiorkiem.
Ja chyba z każdym nowym rozdziałem będę wracać do początku, czytać od pierwszego rozdziału aż do najnowszego >.< Serio. Ja to pewnie będę robić xD
Pisz szybciorgiem bo naprawdę mnie już zaczęło nosić, żeby przeczytać następny rozdział.
OMG, przepraszam za ten chaos, ale jestem tak pobudzona po przeczytaniu rozdziału i mnie nosi *-*
Mam nadzieję, że nie każesz mi czekać długo ;__;
Weeenyy ♥
Niestety nie wiem co to za film, ja za wielu nie oglądam. Daj znać jak sibie przypomnisz ^^
UsuńKooki to taki buntownik hahha
Sama mam problem z tą tajemnicą i wisiorkiem ale ciiii XD
Dziękuję <3
Mega podoba mi się to opowiadanie! Chce wiedzieć co to za chatka i bardzo chcę tu Jikooka. Nie lubię taty Jungkooka, a Jin i Rapcio są słodcy ;3
OdpowiedzUsuńDużo weny i pisz mi kolejny rozdział jak najszybciej! <3 ;3
Namjin to Namjin oni nie mogą być inni haha
UsuńJuż niedługo się dowiesz ^^
Dziękuję~~~<3
Wreszcie przeczytałam!
OdpowiedzUsuńTak trochę zapomniałam o co chodziło, ale już jest dobrze
To jest mega *.*
Chce już wiedzieć co będzie dalej
Naprawdę
Weny~~~
To przeczytaj jeszcze raz, póki mało rozdziałów XD
UsuńW następnym chyba trochę mniej ale idk
Dziękuję ^^