Od autorki: Kiedy dzisiaj przeczytałam ten rozdział, jakoś mniej mi się spodobał niż wtedy kiedy go pisałam. Trochę go poprawiłam, jednak nie chcę wam kazać dłużej czekać, więc go publikuję. Miłego czytania :)
Czasami Jungkook siedział na dachu swojego niedużego piętrowego domu, patrzył na ponure niebo i niemal mógłby przysiąc, że nie jest ono tak jasne, jak było dzień wcześniej. Z miejsca, w którym znajdował się teraz, miał doskonały widok na wschód i zachód słońca. Zawsze lubił przyjść rano lub wieczorem, patrzeć na tę niezwykłą żółtą kulę, oddawać się swoim myślą i mieć nadzieję, że następnego dnia znowu dane będzie mu zobaczyć ten cud natury. Albo i nie. Było mu to w sumie obojętne. Czasami miał dość tego wszystkiego. Życia w tym strasznym, pochłoniętym przemocą i korupcją świecie. Prawie codziennie mógł usłyszeć o czyjejś śmierci. Już nawet go ta informacja nie ruszała. Narodziny, które zawsze były wielkim świętem, dla niego były kolejnym, przeciętnym wydarzeniem. Trochę burzącym spokojną codzienność, ale nadal niczym niezwykłym. Co za różnica ile osób będzie zastraszanych i z pokorą będzie wykonywać rozkazy wojska. Oczekuje się, że ludzie będą podążać za rozkazami, będą posłuszni jak szczury laboratoryjne. Wykorzystywane do przetestowania nowego leku przeciw wirusowi. Niektórzy wierzą, że Rząd naprawdę wynajdzie lek i będzie rozdawał jedzenie sprawiedliwe. Są o tym święcie przekonani. Jednak tak naprawdę, są po prostu więźniami tego świata. Więźniami systemu.
Dlatego, też Jungkook nie zdziwił się, kiedy jego ojciec dołączył do armii. Było to kilka tygodni po śmierci jego mamy. Miał wtedy 5 lat, ale nadal bardzo dobrze pamiętał, że przepłakał kilka dni, zanim się pozbierał i zrozumiał, że takie są prawa tego świata. Teraz miał 18 lat i do tej pory coś ściskało go za gardło, kiedy widział ojca w mundurze.
Z dachu miał doskonały widok na miasto. Kilkadziesiąt niedużych, głównie szarych domów. Zaraz na obrzeżach stał wielki budynek, ogrodzony siatką - siedziba władz miasta, a zaraz za nim cztery wielkie magazyny. To w nich znajdowało się jedzenie, lekarstwa, które żołnierze rozdzielali pomiędzy mieszkańców. Znajdowały się tam także ich pokoje oraz skład broni. Jungkook dobrze znał ich rozkład, ponieważ jego ojciec zabierał go czasem ze sobą, licząc, że za kilka lat, syn pójdzie w jego ślady.
Westchnął ciężko i położył się na kocu. To była najczęstsza przyczyna ich kłótni. A nieraz także przyczyna kilku czerwonych lub fioletowych śladów na jego twarzy. Usłyszał kroki na schodach, prowadzących na dach.
- Kookie, wiedziałem, że tu będziesz.
Czarnowłosy chłopak podszedł do niego i usiadł obok. Delikatny uśmiech błąkał się po jego twarzy.
- Zawsze tu jestem. - Jungkook podniósł się i położył głowę na kolanach nowo przybyłego.
- Wiem, dobrze cię znam. - zanurzył dłoń we włosach, chłopaka, które rozsypały się na jego udach i delikatnie je głaskał.
Jeon uwielbiał chwile spędzone z Jiminem. A było ich bardzo dużo. Praktycznie nie było dnia, aby się nie widzieli. Byli nierozłączni. Chyba wszyscy w mieście wiedzieli, że tam gdzie Jimin tam też i on. Park był dla niego taką oazą spokoju. Odprężał się przy nim i zapominał o wszystkich złych rzeczach, które go spotkały. Zapominał o wszystkich swoich ponurych myślach. Swoje życie nazwałby raczej egzystencją. Po prostu trwaniem i byciem. Jednak miał powód do życia, nawet takiego, a był nim Park Jimin. Jego najlepszy przyjaciel.
Zamruczał jak kot, kiedy ręka starszego pogłaskała go po głowie. Znał on chyba wszystkie jego słabe punkty i czasami potrafił to perfidnie wykorzystać.
- Chłopcy na nasz czekają. Rusz się.
Niechętnie podniósł się i ruszył za wciąż uśmiechniętym przyjacielem. Jeśli on byłby księżycem, mrocznym, kojarzącym się z niebezpieczną porą dnia, świecącym czyimś światłem, to Park zdecydowanie byłby słońcem. Jasnym, dającym nadzieję, ciepłym. Jego własnym i jedynym.
***
Pięciu chłopaków siedziało w parku i czekało na spóźnionych przyjaciół. Wysoki blondyn siedział na kocu, rozłożonym na ziemi. Twarz skierował w stronę słońca, pozwalając mu ogrzać i opalić swoją skórę. Obok niego inny blondyn kończył właśnie swoją kanapkę i nie zwracał zbytniej uwagi na otaczający go świat. Niedaleko nich dwóch chłopców, brunet i czerwonowłosy, podawało sobie piłkę, wydając przy tym głośne, radosne okrzyki. Kogoś brakowało.
- Joonie, gdzie Yoongi? - zawrócił się do jednego z blondynów, Jimin, który uwielbiał skracać imiona i nadawać innym urocze przezwiska.
- Poszedł do studni po wodę, zaraz wróci.
Park znajdował się w każdym mieście, zawsze w centrum. Drzewa i inne rośliny, które w nim rosły zostały sztucznie wyhodowane w laboratorium. Dla Jungkooka park zawsze był iluzją, oszustwem ze strony Rządu, który próbował pokazać, że wszystko można osiągnąć nauką. Wydawało się, że wszystko jest w idealne, dopóki nie wyszło się z parku. W mieście trudno znaleźć jakąkolwiek roślinę rosnącą swobodnie. Po 200 latach ziemia nadal jest skażona i tylko tereny wybrane na uprawy są odkażane specjalnymi środkami. W ten sposób Rząd posiada w swojej władzy całe plony, a tym samym pożywienie. W środku parku znajduje się studnia z czystą wodą. Jedyną rzeczą, za którą nie trzeba płacić. Chyba że własnej wolności nie uznaje się za wystarczającą cenę.
Akurat, kiedy skończył mówić, zza krzaków pełnych różowych kwiatów wyłonił się szarowłosy, niski chłopak z glinianym kubkiem w dłoni.
- Hej - rzucił. Usiadł na ławce i delektował się czystą, zimną wodą.
Jungkook zaciągnął Jimina na koc obok Namjoona oraz Jina, a kiedy starszy usiadł, znów ułożył głowę na jego nogach, rozkoszując się ciepłymi promieniami padającymi na jego twarz. Uwielbiał spędzać czas w parku. Uważał go za kłamstwo i manipulację ze strony Rządu, jednak trudno było zaprzeczyć, że było tu przyjemnie. Tylko tutaj, mógł usłyszeć śpiewające ptaki. A ten dźwięk uspokajał go, prawie tak samo dobrze, jak dłoń przyjaciela głaszcząca jego włosy.
Większość czasu mijała im w ten sposób. Siedzieli w parku, w lesie lub u kogoś w domu, po prostu rozkoszując się dniem, słońcem i spokojem. Oczywiście, kiedy żaden z nich nie musiał iść do pracy albo do szkoły. Chociaż do niej chodził jedynie najmłodszy Jungkook. Grali w różne gry lub jak dzieci ganiali się po lesie lub pobliskich łąkach, jednak tylko w obrębie ogrodzenia. Nie można było wychodzić poza terytorium należącego do miasta, w którym się mieszkało. Miejsce w którym przyszedłeś na świat, było też miejscem, w którym się wychowałeś i w którym umierałeś. Dla Jeona było jasne, że to więzienie. Bez krat, kajdanek i innych tego typu rzeczy, ale za to ze strażnikami krążącymi dookoła i pilnującymi każdego twojego kroku.
- A ty, Kookie?
- Co ja? Wybaczcie, nie słuchałem.
- Rozmawialiśmy o pracy - zaczął czerwonowłosy Taehyung, który chwilę wcześniej zakończył grę w piłkę.
- Tae myśli o tym, żeby pracować na farmie. A ty? Zostały ci już tylko 2 miesiące szkoły.
- Wiecie, jakie zdanie na ten temat ma mój ojciec.
- Tak, ale co ty byś chciał robić? - zabrał głos najstarszy, Jin.
- Nie myślałem o tym. Chciałbym się stąd wyrwać. Po prostu.
- Jak my wszyscy.
- Farma nie brzmi źle. - wzruszył ramionami. - Ale to i tak nie ode mnie zależy.
Wszyscy zamilkli na moment. Nawet ręka go głaszcząca, na chwilę się zatrzymała. Dzięki temu dotarły do nich podniesione głosy. Ewidentnie kilku mężczyzn się kłóciło. Spojrzeli po sobie i poderwali się, ruszając w stronę hałasu.
Niedaleko dostrzegli dwóch starszych panów handlujących starymi rzeczami na ulicy. Przed nimi stało czterech uzbrojonych wojskowych. Jeden z nich właśnie przykładał staruszkowi pistolet do głowy.
- Ależ panowie, o co chodzi? - Namjoon wepchnął się pomiędzy tą dwójkę. Jungkook zawsze uważał, że Kim jest mądry, ale jego odwaga kiedyś go zgubi. Westchnął i stanął obok przyjaciół, którzy weszli pomiędzy żołnierzy.
- Nie wtrącaj się dzieciaku. To nie twoja sprawa.
- Grozisz bronią człowiekowi, który pochodzi z tego samego miasta co ja, więc także moja.
- Co się stało? - zapytał spokojnym głosem Jin. Był zdecydowanie rozważniejszy i zawsze hamował lidera ich grupy.
- Tych dwoje handluje tutaj bez zgody Rządu. Żadnego kwitku potwierdzającego prawo do rozstawienia stołów się w tym miejscu.
- Niech im pan odpuści. - wtrącił Hoseok, uśmiechając się szeroko. - To starzy ludzie, pewnie zapomnieli reguły dotyczącej handlu. - przysunął się bliżej żołnierza, udając, że szepcze powiedział - Wie pan, na starość się trochę rzeczy zapomina, nie zdziwię się, jeśli mieszają imiona wnuków.
Wojskowi popatrzyli po sobie niepewnie, chyba rozważając słowa Junga. Toczenie dalej tej sprawy faktycznie mogło być bez sensu.
- To może wezmą sobie panowie jakąś rzecz ze stołu na zgodę? I zapomnimy o sprawie? Hmm? - Taehyung uśmiechnął się, szturchając łokciem uzbrojonego mężczyznę.
- W porządku. Tym razem tylko ostrzeżenie. Żebym tylko jeszcze raz was tu nie przyłapał. - Mężczyzna noszący czerwony znak na piersi, oznaczający przywódcę grupy, zagroził staruszkom, którzy już zaczęli zwijać towar w pośpiechu, przesadnie eksponując przy tym broń - A wy ,gówniarze, nie wtrącajcie się następnym razem w sprawy dorosłych. - przejechał wzrokiem po każdym z nich po kolei. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na Jungkooku, jego oczy lekko się zwężyły, ale szybko się opanował. - Idziemy.
Patrol ruszył dalej, a po chwili zniknął za rogiem.
- Nie wiem jak wam dziękować. - zaczął jeden ze starców.
- Po prostu nie róbcie tego drugi raz. To niebezpieczne. - rzucił Yoongi i zaczął kierować się z powrotem w stronę parku.
Reszt ukłoniła się lekko i także podążyła za Minem.
Spędzili kilka kolejnych bezproduktywnych godzin. Rozmawiali o głupotach i wylegiwali się na trawie.
- Będę się zbierał. - zaczął Jungkook, podnosząc się. - Pewnie tata będzie na mnie czekał.
- Pójdę z tobą.
***
- To do jutra. - odezwał Jimin, kiedy stanęli przed drzwiami mieszkania młodszego.
- Tak.
- Co się stało Kooki?
- Nic.
- Przejmujesz się dzisiejszym incydentem?
Kiwnął głową, na co Jimin odetchnął głęboko.
- Wiesz, przecież, że tak już jest i nic tego nie zmieni.
- Nie podoba mi się to, Minie.
- Mnie też nie, ale co ja mogę zrobić.
Jungkook poruszył głową na znak, że nie wie.
- Kiedyś coś się zmieni. Na pewno.
Młodszy uśmiechnął się słabo, a Jimin roztrzepał jego włosy.
- Do jutra, Kookie.
Młodszy wszedł do domu. Usłyszał skwierczący dźwięk dochodzący z kuchni, wiec skierował się w tamtą stronę.
- Witaj, tato.
Postawny mężczyzna mieszał coś na patelni. Odwrócił się w stronę głosu. Ojciec Kooka, nie był najmłodszy. Był dobrze po czterdziestce, a jego wiek zdradzało kilka zmarszczek wokół oczu i ust. Jednak surowy wyraz twarzy i wysoki wzrost, nie pozwalały wątpić, że pomimo wieku jest silny i lepiej mu nie podpadać. Może dlatego, tak szybko awansował w armii i teraz był jednym z dowodzących.
- Słyszałem, co się dzisiaj stało. - jego głos był poważny, surowy i pozbawiony ciepła.
- O czym mówisz?
- Dlaczego wtrącasz się w sprawy Rządu?
Jungkook przełknął ślinę. Więc ten żołnierz rozpoznał w nim syna kapitana Jeona. Wiedział, że teraz nie czeka go miła rozmowa. Starszy Jeon kochał ład i porządek. Nawet jeśli jego zaprowadzenie wymagało kontrowersyjnych sposobów.
- Jeśli robili coś niezgodnego z prawem, powinni zostać ukarani.
- Ale...
- Żadnych "ale".
- To było tylko dwóch staruszków!
- Prawo jest prawem. Nie będziesz dobrym żołnierzem, jeśli będziesz tak postępował.
W Jungkooku coś się zagotowało. Zacisnął pięści.
- Nie chcę być żadnym cholernym żołnierzem.
Ojciec zmrużył oczy i podszedł do niego.
- Zważaj na język. Poza tym już do przerabialiśmy.
W mężczyźnie niezwykłe było to, że nie musiał podnosić głosu, by nadać sobie autorytetu. Wystarczyły oczy i ton, którym mówił.
- Tak, i powiedziałem ci, że nim nie zostanę! - krzyknął. Nigdy nie potrafił wytrzymać tego napięcia. Już chyba wolał, żeby ojciec krzyczał. - Nie będę taki jak ty...!
Nie dokończył, a już po chwili poczuł bolesne pieczenie po prawej stronie twarzy.
- Idź do swojego pokoju i przemyśl swoje zachowanie.
Jungkook zacisnął zęby i ruszył do pokoju, starając się nie rozpłakać. Pozwolił sobie na to, dopiero kiedy dotarł do łóżka. Rzucił się na nie, wtulił w poduszkę i pozwolił wszystkim nagromadzonym uczuciom wypłynąć. Nienawidził tego wszystkiego. Swojego życia, tego świata, Rządu, który zabrał mu jego tatę. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz się do niego uśmiechnął albo powiedział, że go kocha. Nie pamiętał, ale był pewny, że kiedyś to się zdarzyło, bo potrafił sobie wyobrazić, jak ta surowa twarz zmienia się w pogodną z delikatnym uśmiechem. Płakał tak długo, aż zasnął ze zmęczenia.
***
Położył się na niebieskim kocu i wpatrywał w gwiazdy. Małe jasne punkciki. Wydawały się być tak blisko, a jednak nie można było ich dosięgnąć. Jedna z nich właśnie spadała. Jungkook czuł się w tej chwili jak taka właśnie bezwładna, spadająca gwiazda. Nie wiedział, gdzie upadnie i nie wiedział, dlaczego w ogóle spada.
Poczuł, że jego policzki robią się mokre. Starł delikatnie łzy, uważając na bolącą prawą stronę twarzy. Prawdopodobnie zostanie siniak. Tak bardzo chciałby, aby Jimin był teraz przy nim. On zawsze wie, co powiedzieć, by go pocieszyć. Wie też, kiedy słowa nie są potrzebne i tylko go przytula,
Co to za życie, w którym codziennie się zastanawiasz, czy wystarczy leku, abyś nie złapał wirusa, czy będziesz miał jutro coś do jedzenia? Akurat on nie miał tych problemów, ponieważ pozycja jego ojca na to nie pozwala. Ale codziennie zastanawia się, kiedy jego straszne życie się skończy, czy ktoś w końcu przerwie jego męczarnie? Przerwie tą bezsensowną egzystencje?
Czy ten świat kiedyś się zmieni?
<3
OdpowiedzUsuńToo jest mega!
Ja chcę więcej~~~
Weny~~~
<3
Jejkuu~ Dziękuję :3
UsuńAaa jak cieszę się, że tu trafiłam *_*
OdpowiedzUsuńUwielbiam "All in", jeszcze bardziej uwielbiam teledysk, a teraz dotarłam na twojego bloga *_* Raj dla duszy!
Nienawidzę czekać na kolejne rozdziały >.<
Mam nadzieję, że niedługo pojawi się drugi, bo wysiedzieć nie mogę!
Trzymaj się i weny życzę ♥
Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej :D
UsuńPostaram się dodać następny rozdział szybko, obiecuję
Dziękuję ^^
Dobra, muszę się wreszcie spiąć żeby wszystko ponadrabiać, bo mnie już wkurzają te moje zaległości. :I Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe, jeśli dziś komentarz będzie trochę krótszy, ale niewiele mam czasu, akurat na tyle, żebym zdążyła przeczytać i skomentować. Jak już będę na bieżąco to się poprawię, i swear. ♥ Aaa tak w ogóle to ja od kilku dni jestem w kawałkach, bo mixtape Agusta D mnie r o z j e b a ł i nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem, ten człowiek to prawdziwy geniusz i kilkoma słowami potrafi wepchnąć mnie w najgłębsze i najmroczniejsze zakamarki mojej duszy, kc Yoongi. :') Jakby tego było mało, od kilku miesięcy pcha mi się na miejsce UB i aaa ja nie chcę zostawiać Jungkooka, czy ktoś mi pomoże? TT
OdpowiedzUsuńDobra, już się ogarniam i patatajam czytać, przepraszam.
Jako dobra znajomka z blogosfery przyjacielsko wspomnę na początku, żebyś zwróciła nieco większą uwagę na to, w jakim czasie piszesz opowiadanie. Jak się domyślam jest to czas przeszły, ale pierwsze zdanie może wprowadzić czytelnika w błąd, na przykład mnie, ponieważ używałaś tam takich sformułowań jak "Jungkook siedzi" albo "patrzy", a zaraz później "miał doskonały widok na wschód i zachód słońca". Myślę, że wiesz o co mi chodzi i nie będziesz miała mi tego za złe, rozumiesz, to tylko taka sugestia ode mnie. :c x
Aaa, już kocham to opowiadanie (bynajmniej jeszcze bardziej niż wcześniej). Odpowiedź na pytanie "dlaczego?" jest chyba zbyt oczywista, prwada? JiKook. JIKOOK. <3 <3 <3 Pod prologiem chciałam nawet zapytać o pairingi, ale stwierdziłam, że cierpliwie poczekam. A teraz, widząc jak przedstawiłaś Jimina w oczach Ciastka nie mam już żadnych wątpliwości. Bo ChimChim po prostu taki jest, to malutkie słoneczko, które rozjaśnia każdą najsmutniejszą i najmroczniejszą chwilę. Nawet, jeśli jest moim drugim bias wreckerem. :') Lubię, gdy ludzie przedstawiają go w ten sposób. Właśnie takiego, dającego nadzieję i zwyczajnie pięknego, jak słońce.
Trochę mnie zasmuciła ta scena w parku. To porównanie do więzienia bez krat ani kajdanek, sam fakt tego, że chłopcy doskonale zdawali sobie sprawę z miejsca, w którym żyją. Gdy ludzie "ponad" kierują swoimi podwładnymi, chociaż ci nawet niekoniecznie wiedzą o ich istnieniu, tylko instynktownie podążają za ideami, które tamci głoszą i rozgłaśniają. Na przykład z pracą, tak jak napisałaś - w tym świecie nie ma czegoś takiego jak "chciałbym być kimś", zamiast tego mówią, że "praca farmera wydaje się dobra". To przykre, gdy ludzi zniewalają inni ludzie.
Kurczę, jest mi tak cholernie przykro przez relację Jungkooka z ojcem. Rodzina powinna być największym oparciem, zwłaszcza w takim bezdusznym świecie pełnym nienawiści i cierpienia. Jego ojciec po prostu stał się taką samą marionetką jak inny, myśląc, że ma władzę, a tak naprawdę odsuwając od siebie tych najważniejszych ludzi, aby na koniec zostać z niczym. Dla mnie to cholernie okrutne, że postawił sobie ten niewłaściwy porządek ponad synem.
Bardzo spodobało mi się to porównanie Jungkooka do spadającej gwiazdy, zwłaszcza to zdanie: "Nie wiedział, gdzie upadnie i nie wiedział, dlaczego w ogóle spada.". Nie jestem w stanie uzasadnić dlaczego, po prostu jakoś mnie to ujęło... I jeszcze zdjęcie płaczącego Ciastka na końcu, awh, dodatkowo jak sobie pomyślę, że miałabym porzucić go z miejsca swojego UB, to mnie coś skręca. Nienienie, zostanę z moim kochanym Kookiem i będę dawać mu tyle miłości, na ile mnie stać. :<
No, miał być krótki komentarz, a wyszło jak zwykle. XD Przepraszam. Idę czytać kolejny post, nie będę już zbytnio przeciągać. Czekam niecierpliwie na drugi rozdział i więcej Jikooka!! ♥
Malffu xx
Twoje komentarze nawet jak są krótsze nie są krótkie XD
UsuńWiem o tych czasach xd Miałam niezły problem z tym początkiem i w końcu wyszło jak wyszło. Rozumiem o co ci chodzi, postaram się coś z tym zrobić :)
Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podoba, bo to moja pierwsza próba z fantasy/inną rzeczywistością
Dziękuję za komentarz <3 ^^